2012/09/12

Summary

Ponieważ wczoraj miałam urodziny, postanowiłam umieścic tu małe podsumowanie mojej ponadmiesięcznej działalności na blogu (wielkie WOW). Jaki jest to więc związek z urodzinami? Chyba żaden, poza tym, że czas płynie i w realu i w internecie:) 
Ostatnio mam kilka spostrzeżeń, niezbyt odkrywczych, ale jednak. Mianowicie - w dzisiejszych czasach strasznie trudno być oryginalnym i przy okazji nie przebranym a ubranym (abstrahując od faktu, że w dzisiejszych czasach w ogóle trudno wymyśleć cokolwiek, czego jeszcze nie było, ale może tak mi się tylko wydaje, w końcu już w XIX w. stwierdzono "wynaleźliśmy już wszystko"). To co jest modne szybko staje się zbyt modne i owszem jesteś modny, ale równie nudny i nieorginalny. Tym samym mało inspirujący dla otoczenia, bo w koncu jedynie powielasz to, co już każdy mniej czy bardziej w temacie zorientowany widział. Pół biedy jeśli coś jest modne jedynie na blogach, a powiedzmy, że nadal oryginalne na ulicach. Mam tu na myśli np. wszechobecne na blogach galaxy, ćwiekowane bransoletki, ćwiekowane staniki, ćwiekowane szorty, asymetryczne spódnice, koszulki Guns'n'roses, nadruk flagi hamerykańskiej, jeansowe kamizelki, kapelusze-meloniki, bandamki, neonowe bransoletki, koszulki wycięte z tyłu w czachę, torby shopper itd.... Ubierając się tak większość ulicy i tak ma szansę stwierdzić, że wyglądasz inaczej. Ale czy sam zdajesz sobie sprawę, że to nic nowego? Czytając wpisy na niektórych blogach szczerze wątpię. Ludzie ubrani są fajnie, ale dokładnie tak samo jak inni, których blogi przeglądałam 2 minuty wcześniej. Mimo to sami w swoich oczach są prawdziwymi modowymi guru. Firmy na pewno utwierdzają ich w tym przekonaniu. Może jakbym i ja została zaproszona na jakiś fashion week też bym się tak czuła? Czekam na ten moment:) A tymczasem gratuluję wiary w siebie:) Sobie również, bo wiem, że zbyt wiele superodkrywczych stylizacji na moim własnym blogu również nie ma. Ale ja jestem tego świadoma. Ale czy to z drugiej strony dobrze? Chyba nie w dzisiejszym świecie, gdzie trzeba się pokazywać i pchać drzwiami i oknami, bo inaczej nikt Cię nie zauważy. Bilans jest taki, że na razie o blogu wie jedynie kilku moich znajomych, a reszta wizyt to, jak przypuszczam czysty przypadek:) Ale i tak jest fajnie to robić!
Kontynuując - nie daj Boże ubierać się w sieciówkach! Ostatnio internet uświadomił mi, że to prawdziwy obciach! Natomiast super jest ubierać się w ciucholandach (za którymi osobiście nie przepadam, ale może to tylko brak talentu do wyszukiwania perełek, brak szczęścia do fajnych ciucholandów na mej drodze, albo brak odwagi do przyznania, że po prostu wolę NOWE) i wielbić młodych polskich projektantów (tu akurat niczego nie zarzucę). Osobiście uważam, że wszędzie można znaleźć fajne i niefajne ciuchy, a przede wszystkim pasujące do właściciela (i wcale nie chodzi o jego figurę) czy do reszty stroju lub nie. W sieciówkach można znaleźć naprawdę fajne rzeczy za w miarę przystępne pieniądze (bo często i tak nieadekwatne do jakości ubrań). Nie każdego po prostu stać na markowe ciuchy. I nie każdy ich pragnie.
Co więc robić, by być oryginalnym? Najlepiej chyba zamknąć internet, nie oglądać blogów i szukać inspiracji gdzie indziej. Tylko czy ktoś w ogóle taką inspirację doceni? Czy będziemy wówczas oryginalnymi trendsetterami czy jedynie niemodnymi dziwakami? A może, pomimo starań, i tak pozostaniemy "masą z ulic" (cytat z popularnego bloga nastoletniej modowej guru;). Bo w końcu kolor burgundy to i tak dobrze znane  bordo...
Moja rada dla samej siebie? Olać to wszystko:) Nosić co się lubi i tyle. Jak przyjdzie do głowy jakiś fajny pomysł-wcielać w życie. Ruszyć wyobraźnią i bawić się. Ale nie na siłę. Styl to w końcu nie tylko ubrania. To także twarz, figura, fryzura i OSOBOWOŚĆ. Niejeden zwróci na siebie uwagę w ciuchach z targu, a inny cały w Pradzie zrobi żałosne wrażenie...
Mam nadzieję, że po mnie widać, że mam wiele dystansu do całej tej swojej działalności na blog-en-vogue. To tylko mały kawałek mnie. Owszem, wierzę,  że mogę pokazać coś fajnego i zdecydowanie fajniejszego niż do tej pory, bo po to prowadzi się bloga - by się czymś dzielić. W głowie mam mnóstwo pomysłów, a modę kocham od zawsze. A przynajmniej odkąd, nieumiejąca jeszcze czytać, zaczęłam przeglądać Twój Styl kupowany przez mamę i żałować, że jestem za mała na noszenie obcasów (serio). Na razie sama nie do końca jestem z bloga zadowolona (delikatnie mówiąc:). Może, gdy kupie sobie wymarzony obiektyw zdjęcia bardziej mnie zadowolą? Osiągnę wymarzony efekt bokeh?;) A może to tylko wymówka? Póki co postaram się nie zrażać, w końcu każdy kiedyś zaczynał.
Dzięki modzie można wyglądać codziennie inaczej. Inna fryzura, czerwona pomadka - inna osoba? Wiem, że na zdjęciach wyglądam zupełnie inaczej niż wydawało mi się, że wyglądam, a pewnie jeszcze inaczej wyglądam na żywo. Mam zupełnie inny obraz samej siebie. Patrząc na zdjęcia zastanawiam się kim jest ta dziewczyna. "(...) ten zwyczaj przeglądania się w lustrach nie ma nic wspólnego ani z miłością własną, ani z narcyzmem. Zawsze był tylko nową próbą dowiedzenia się, kim, u diabła, jest". Dokładnie jak w cytacie z książki "Sekret jej oczu" Eduardo Sacheri patrzę i na zdjęcia i w lustro, zastanawiam się i nie znajduję odpowiedzi. I chyba o to właśnie chodzi.
Wpis wyszedł nieco chaotyczny, ale to w końcu nie jest praca na język polski, tylko luźne myśli autorki, spisywane tak jak lecą:) Życząc sobie wszystkiego najlepszego, dziękuję za uwagę.

Brak komentarzy: